środa, 27 kwietnia 2016

Kampot, nie mylić z kompot, czyli trochę wspomnień z Kambodży

Co ciekawego można znaleźć w Kambodży oprócz słynnego Ankor Wat czy Sihanoukville? Może Kampot, małe miasteczko, nazywane 'stolicą duriaństwa', z wycieczką do Pałacu, który okazał się bardziej 'pajacem' i wodospadem bez wody? Czy warto? Niby nic a fajnie było ;-)

Kampot jest znane z tego, że jest nad rzeką. Bardzo mnie dziwiło, co przyciąga ludzi z całego świata, żeby posiedzieć sobie nad rzeką w Kambodży. Moje zdziwienie było tym większe, że zaraz pierwszego dnia zerwała się straszna ulewa, zalało całe miasto, studzienki wybiły i cały syf spłynął do rzeki czyniąc z niej śmierdzący ściek.

Ale tubylcom najwyraźniej to nie przeszkadzało, bo miejska promenada nadal wieczorem tętniła życiem.
Nie powiem, w miejscach gdzie nie śmierdziało miało to swój urok ;-)
Ale mnie bardziej podobał się miejski market, gdzie w ciasnych uliczkach można było kupić ryż, przyprawy, owoce i warzywa, pełen sklepików ze złotem i kolorowymi fatałaszkami.


Mało kto wie, że Kampot jest "światową stolicą duriaństwa" (nie mylić z durnotą). Zapach durianów jest po prostu wszędzie, a na głównym rondzie jest pomnik postawiony durianowi.
Drugiego dnia wdałem się w dyskusje z Egipcjaninem mieszkającym w Dubaju i Singapurczykiem pochodzącym z Bangladeszu. Obaj Muzułmanie, miałem więc okazję "zobaczyć" świat z całkiem innego punktu widzenia. 
Panowie jak się okazało, na drugi dzień wybierają się na wycieczkę do Bokor National Park - w Lonely Planet opisywaną jako główna atrakcję Kampot. 
Jak czytamy w LP Park znany jest ze zbudowanej porzuconej przez Francuzów górskiej miejscowości letniskowej, bujnego lasu tropikalnego i odświeżająco chłodnego klimatu. Postanowiłem się przyłączyć.
Rankiem mini van zabrał nas krętą drogą prowadzącą ostro pod górę. 
Pierwsza atrakcja została opisana przez naszego kierowco-przewodnika jako miejsce w którym kiedyś rezydował król Sihanouk. I tu spore zaskoczenie. Widziałem już kilka zamków, pałaców czy też letnich/zimowych pałacyków ale to przypominało raczej nie wykończone pomieszczenia dla służby, w dodatku kompletnie zrujnowane. Nie było to raczej coś, czym należy pochwalić się przed zagranicznymi turystami. Były tam 4 budynki o podobnych walorach mieszkaniowych i estetycznych. No ale cóż, chwalimy się tym co mamy, nie tym co byśmy chcieli mieć. Dla porządku miejsce nazywa się “Damnak Sla Khmao”, czyli Czarny Pałac. Że czarny, to nawet trochę widać, ale PAŁAC? Raczej pajac!


Tak wyglądał Bokor Palace jeszcze kilka lat temu

Z tego miejsca miał się roztaczać niebiański widok na lasy deszczowe i morze którym kiedyś zachwycał się król Sihanouk.
I pewnie by się roztaczał, gdyby nie mgła, która spowiła wszystko tak, że zacząłem się obawiać, czy nasz van znajdziemy. Znaleźliśmy i udaliśmy się do kasyna. Tzn. kiedyś było tu kasyno, teraz pozostała ruina.
Co o kiedyś pięknym budynku mówi Ciocia Wikipedia:
"Bokor Hill Station został zbudowany przez Francuzów, jako miejsce ucieczki francuskich elit społecznych żyjących w Kambodży od gorąca miejscowego klimatu . Strategia ta znana była w całej Azji ery poprzedzającej wynalezienie klimatyzacji.

 Stary francuski Pałac jest zniewalająco pięknym budynkiem (czyżby?) w stylu kolonialnym którego budowa została rozpoczęta przez francuskich osadników w 1917 roku, a zakończona w 1925 roku.
W latach 1950 i 60, w czasach księcia Sihanouka, stary francuski Pałac służył jako kasyno . Teraz jest często używany jako miejsce kręcenia filmów. Najbardziej znanym jest "Miasto duchów", z udziałem Matta Dillona." Tłumaczenie własne.
Dzisiaj Bokor Palace wygląda raczej smutno. Ktoś postanowił go odnowić ale nie starczyło siły, woli albo raczej kasy, otynkowano go tylko na przygnębiająco szary kolor i pozostawiono samemu sobie. Ja w każdym  razie żadnych prac  renowacyjnych nie dostrzegłem.
Nasz kierowco-przewodnik oznajmił nam, że jak już "zwiedzimy" pałac, to mamy odbyć pieszą wycieczkę do kościoła katolickiego, oddalonego o jakieś 2 km. Tyle, że wtedy właśnie rozpętała się straszna ulewa i zamiast wycieczki mieliśmy "podwózkę".

Kościół zasadniczo jest pusty, to co widać zostało umieszczone po opuszczeniu przez Czerwonych Khmerów.  
Nasz kierowco-przewodnik powiedział nam pewną ciekawostkę na temat tego budynku. Khmerzy wzgardzili wielkim pałacem i rozlokowali się w małym kościółku, na dachu którego postawili działo i wykorzystując korzystne ulokowanie budynku byli w stanie "obsługiwać" zarówno Sihanoukvill jak i Kep. 


Kolejna atrakcja - wodospad. Lubię wodospady. Szczególnie jak płynie w nich woda. W tym akurat chwilowo zakręcili. Jak pech to pech.
Po obejrzeniu zaczęliśmy powrót to Kampot. Przyznam że byłem bardzo zawiedziony. Zamiast pałaców zobaczyłem jakieś stare chałupy, zamiast wodospadu suche kamienie, a deszcz i mgła nie pozwoliły skorzystać z pięknych widoków ani trekingu. Jak na imprezę za 15$ to trochę mało. Towarzystwo zaczęło się już trochę rzucać, ale ja właśnie wtedy dowiedziałem się, że jest jeszcze jeden punkt programu - podróż łódką w górę rzeki i się wyluzowałem. Trochę obawiałem się, smrodów znad rzeki, ale okazało się, że śmierdzi tylko w mieście, powyżej rzeka jest czysta.



Łódź pyrkotała i lekko kołysała się na falach i było mi fajnie. Nie, żeby tam zaś jakieś ochy i achy, ale po prostu fajnie. Mijaliśmy domki dla turystów, 



 rybaków zastawiających pułapki na kraby czy krewetki,

A potem minęła nas flota łodzi rybackich płynących ku morzu na łowy.

Zjeżdżałem już Kampot vanem, łodzią, motorkiem (z przystanku do hotelu) teraz przyszła kolej na rower.
Jest w Kampot wyspa. Informacji o tym nie znajdziecie nawet w LonelyPlanet. Ja znalazłem ją ...... na mapie. I dowiedziałem się, że są tam pola z których pozyskuje się sól. 



Wioska rybacka była naprawdę piękna. Pełna starych i nowych rybackich kutrów, wszechobecnych śmieci, senna i leniwa, z wyjątkiem dzieci biegających półnago,


To lokalny sklep wraz z obsługą....

Jeździłem po tej wysepce tam i z powrotem i przez cały czas nie mogłem znaleźć tych pól solnych. W końcu się poddałem. Może po prostu ten interes jest już nie opłacalny i pora zaorali i sadzą ryż?
Podjechałem na jedno z takich pól ryżowych, żeby cyknąć fotkę i trochę mnie to zdziwiło, po co te pola ryżowe są takie równe? Przecież to powinno być zaorane i ryż posadzony a tu nic tylko gładka powierzchnia.
Przy jednym takim poletku stało takie ustrojstwo jak do mycia szyb, tylko wielkie na 1,5 m. Podszedłem i zabełtałem w wodzie. I wszystko stało się jasne.
To nie żadne pole ryżowe, tylko solne. Tak tu pozyskuje się sól. To takie białawe, to właśnie sól. Trochę brudna jeszcze, ale to się jeszcze wypłucze.



4 komentarze:

  1. Miałeś całkiem udaną wycieczkę :) Parafrazując klasyka "Azja ma swoje plusy i minusy, chodzi o to, żeby te minusy nie przysłoniły plusów". W Azji nawet jak jest źle, to i tak jest fajnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowne pałace, choć i tak największym hitem jest pomnik duriana!

    OdpowiedzUsuń
  3. A gdzież to naszych Rajskich wywiało??? :(

    OdpowiedzUsuń