piątek, 4 września 2015

Jak nauczyciele trwonią szkolne pieniądze.

„Nauczyciele szkoły państwowej, za szkole pieniądze, organizują sobie wyjazd do ekskluzywnego hotelu gdzie nocleg kosztuje 600 zł! Jadą VIPowskimi vanami i bawią się na zakrapianej imprezie. Wycieczka odbywa się pod przykrywką zwiedzania Parku Narodowego, w rzeczywistości nauczyciele wybrali się na zakupy, głównym ich celem oprócz zabawy w hotelu było odwiedzanie centrów handlowych.” Tak mogłoby wyglądać  doniesienie dziennikarskie w jakiejś polskiej gazecie lub telekspresie.  Ależ byłby skandal! Wspaniała pożywka dla polskich dziennikarzy.
Tymczasem w Tajlandii to norma, która nie wzbudza żadnego zainteresowania. 
Właśnie niedawno byliśmy na takiej wycieczce, to już druga podobna w tym roku. Na pierwszą 4-dniową nie pojechaliśmy, bo kilkunastogodzinne karaoke w autobusie nas ‘zabija’. Jechać setki kilometrów, żeby spędzić noc w super hotelu, najeść się, napić na imprezie i jeszcze zaliczyć tysiące sklepów po drodze a potem znowu wracać 20 godzin we wrzeszczącym autobusie to nie dla nas.
Byliśmy już raz na wycieczce organizowanej dla uczniów i już wtedy byliśmy zaszokowani bezsensownością tego wyjazdu, ale to jeszcze nic w porównaniu z wycieczkami dla nauczycieli.
Wyobraźcie sobie 60 cio osobową grupę nauczycieli, którzy jadą na wyspę Kho Chang (jakieś 600 km + przeprawa promem). Jedną z atrakcji na wyspie ma być wodospad, z całej grupy do wodospadu wybiera się farang (jako jedyny na wycieczce) + 4 Tajów, reszta jest niezainteresowana. Po dojechaniu na miejsce okazuje sie, że ostatni odcinek, około 500 m, trzeba pokonać pieszo. Co wtedy robią Tajowie rezygnują ze spaceru i wracają do hotelu. Farang, któremu ‘szczęka opadła’ tak że ledwo ją podniósł z ziemi, jako jedyny zobaczył wodospad. Z hotelu (chyba najdroższego na wyspie) na plaże jest ‘rzut beretem’ ale komu by się tam chciało chodzić, nie mówiąc już o kąpielach w morzu. Przecież z okna też widać morze... Najważniejsza jest impreza, a jakże z karaoke (tak jakby ostatnie kilkanaście  godzin w autobusie z karaoke nie wystarczyło). A z samego rana trzeba już opuścić wyspę. Po co tam pojechali? Żeby się pochwalić, że byli na Kho Chang.
Atrakcje turystyczne zaliczane po drodze - ogród
Tym razem gdy szefowa przyszła do nas z informacją, że jest wycieczka dla nauczycieli, i na nasze pytanie gdzie? - pokazała nam zdjęcie hotelu, basenu i pokojów, nawet za bardzo się nie zdziwiliśmy. Acha, najważniejszą informację dostaliśmy, co to za różnica gdzie ten hotel!
Oczywiście najpierw byliśmy na ‘nie’, ale potem okazało się, że to niedaleko (3 godziny), że nie jedziemy autobusem tylko trzema vanami (o naiwni pomyśleliśmy, że w vanach nie ma sprzętu do karaoke) i że jedzie tylko nasz ‘office’ i że miło będzie jak pojedziemy, socializing event i te sprawy. No więc pojechaliśmy ;-) Jeszcze w naszej naiwności myśleliśmy, że skoro jedziemy do Parku Narodowego to chociaż zobaczymy ten Park. Zobaczyliśmy ... ale z daleka.
Wyjazd pasował idealnie do schematu tajskich wycieczek dla nauczycieli:
- wyjazd z opóźnieniem (u nas tylko pół godziny),
- zaliczanie ile się da sklepów 7eleven,
- po drodze karaoke (na szczęście droga krótka, więc tylko 2 godziny),
- zaliczanie bezsensownych punktów np. Garden, taka katastrofa, że szkoda gadać za 100 Bathów/osoby,
- odwiedzanie sklepów i centrów handlowych,
- no i najważniejszy punkt wycieczki ‘wypasiony’ hotel + impreza.

No i co my biedne farangi mamy mówić siedząc sobie w przyhotelowym basenie z jacuzzi i popijając ‘drinki z palemką’ ?

Atrakcje turystyczne zaliczane po drodze - konie.

No i wreszcie najważniejsza atrakcja - hotel i party

Nasza grupa taneczno- śpiewająca :-)

Kolejne występy artystyczne w wykonaniu nauczycielki z Chin.


My się bawimy a szefowa śpiewa ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz