czwartek, 26 kwietnia 2012

Pit stop w Malezji, czyli wizyta w Cameron Highlands.

Pożegnaliśmy Filipiny i w drodze do Indii zaliczyliśmy kolejny przystanek w Kuala Lumpur.
To fajne uczucie gdy wraca się do znanych sobie miejsc (szczególnie, jeżeli to jest KL). Człowiek czuje się jakoś swojsko, tym bardziej, że nocowaliśmy u tego samego "coucha" co poprzednio. Plan zakładał, że jeden dzień, który mamy na KL spędzamy na szwędaniu się po mieście i zaliczeniu wyjazdu na TV Tower, z której podobno jest piękny widok.
W czasie poprzedniego pobytu, uprzejma pani sprzedająca bilety poinformowała nas, że dzień jest pochmurny i widoczność jest słaba.
Kopi Tarek
Postanowiliśmy więc przełożyć tą atrakcję na czas powrotu z Filipin. Wyjazd na Petronasy odpuściliśmy sobie z założenia pod wpływem opinii internetowców, że problemy z biletami, na górze jesteś tylko 10 min i w ogóle lepszy widok jest z TV Tower.
Plany planami a podróże ciągle nas zaskakują, tak było i tym razem. Nasz gospodarz zaproponował, że zabierze nas na wycieczkę do Cameron Highlands, gdzie wybierał się służbowo. Zgodziliśmy się z miłą chęcią, taka okazja 2 razy się nie zdarza - nawet nie marzyliśmy, że zobaczymy coś więcej niż KL.
Tak trafiliśmy w piękne górzyste tereny na północy Malezji, znane głównie z plantacji herbaty oraz dżunglowycieczek. My wycieczki w dżungle nie zaliczyliśmy, za to naoglądaliśmy się pagórków porośniętych krzewami herbacianymi. Widoki znane nam już z Indii i Sri Lanki, ale nadal cieszą oko.
Przy okazji poznaliśmy lokalny sposób parzenia kawy - tzw. Kopi Tarek oraz okoliczne plantacje truskawek i warzyw roztomaitych.
Wieczorem Adam gotował jeszcze dla wszystkich swój indyjski specjał, czyli Dal Bhat a rano wyruszyliśmy w drogę do Indii.
Swoją drogą, trzeba będzie Kuala Lumpur odwiedzić po raz trzeci, żeby w końcu zaliczyć wjazd na TV Tower.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz